Sztuka polityczna otacza nas zewsząd. Przenika na wskroś sztukę współczesną w imieniu sprawiedliwości społecznej, protestując przeciwko szeroko pojmowanym przejawom prawicowości. Świat sztuki popadł w furię, gdy Donald Trump został wybrany na prezydenta USA, gdy 52 procent Brytyjczyków zagłosowało za opuszczeniem Unii Europejskiej, kiedy Torysi dwukrotnie – w 2017 oraz 2019 roku – wygrali w wyborach w Wielkiej Brytanii, a wreszcie gdy zmiany klimatyczne, rasizm, polityka tożsamości oraz bojkotowanie Izraela stały się priorytetowymi na liście zmian postaw społecznych.

W sztuce od zawsze można było znaleźć odniesienia do zamieszek i przewrotów na arenie politycznej. Obraz Eugene Delacroix Wolność wiodąca lud na barykady (1830) utożsamia ducha Rewolucji Francuskiej, a Guernica (1937) autorstwa Picasso jest poruszającą pracą potępiającą wojnę i idący w jej następstwie koszmar, przedstawiony na przykładzie miasta w północnej Hiszpanii, zbombardowanego przez nazistów i włoskich faszystów w trakcie wojny domowej w Hiszpanii w latach 1936–1939.

Współczesna sztuka polityczna obrała jednak inny kierunek. Nabrała despotycznego wymiaru, cuchnąc przy tym moralną wyższością wymieszaną z pogardą wobec szarych mężczyzn i kobiet, którzy wydają się manipulowani przez moce zła, gdy głosują przeciw wartościom uznawanym za liberalno-lewicowe. Sztuka przeistoczyła się w narzędzie sygnalizowania cnót. Artyści, pisarze i celebryci, którzy głoszą poglądy nie w smak dominującej kulturowej elicie są uciszani, „sprowadzani do porządku”, usuwani ze sfer publicznych lub unikani z uwagi na bycie „po złej stronie”. Wystarczy spojrzeć na sposób w jaki oszkalowano J.K. Rowling, popularną brytyjską pisarkę, za jej poglądy na temat płci lub na umieszczonego na liście kandydatów do Nagrody Turnera w 2018 roku artystę – Luke’a Willisa Thompsona, oskarżonego o bycie „białym [uchodzący za białego] mężczyzną” z Nowej Zelandii [Thompson pochodzi z rodziny o częściowo europejskich, częściowo fidżyjskich korzeniach], który identyfikuje się jako czarnoskóry i to daje mu prawo ganiania za ambulansami przy jednoczesnym robieniu widowiska ze śmierci osób czarnoskórych… A wszystko to dla swej ‘sztuki’…”. Wielu artystom nakazano by „stali w swoim szeregu”, co jest instrukcją dla wszystkich, których prace wykraczają tematyką poza ich indywidualne przeżycia.

To właśnie w niniejszym kontekście kuratorzy wystawy zatytułowanej Sztuka Polityczna wybrali 28 międzynarodowych artystów tworzących w duchu przekonań przeciwko Polityce Progresu [ang. Woke politics – zespół poglądów lewicowych, których głównymi założeniami są polityka tożsamości i sprawiedliwość społeczna – przyp. tłum.], bezpiecznym sferom oraz politycznie poprawnej sztuce. Zaprezentowane prace artystów zalicza się do opowiadających się po niewłaściwej stronie polityki. Wystawę otwarto w sierpniu 2021 roku w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie i spotkała się ona z donośnym protestem ze strony artystów-aktywistów sympatyzujących z poglądami lewicowymi.

Byłem zdumiony pluralnością, tolerancją i potencjałem do nawiązania dialogu między tymi dwiema wystawami.

Sąsiadująca ze wspomnianą wystawą znalazła się inna, Codzienne Formy Politycznego Oporu (ang. Everyday Forms of Political Resistance), autorstwa artystów palestyńskiego pochodzenia i pracujących w Palestynie. Jako odwiedzający Centrum byłem zdumiony pluralnością, tolerancją i potencjałem do nawiązania dialogu między tymi dwiema wystawami. Jednakże, autorzy tej drugiej nie podzielali mego zdania. Orzeczenie artystów, widniejące do wglądu publicznego, wyraża sprzeciw wobec zaistniałego stanu rzeczy:

My, artyści zaangażowani w wystawę Codzienne Formy Politycznego Oporu, zdecydowanie sprzeciwiamy się użyciu naszego projektu jako kontekstu do wystawy Sztuka Polityczna. . . . Wystawa … swym charakterem stanowi jawne przyzwolenie na wykluczanie, nienawiść, islamofobię oraz antysemityzm. Granice wolności wypowiedzi zostały tu przekroczone w celu promowania postaw faszystowskich. Chcielibyśmy, aby było jasne, że nie mamy nic wspólnego z tą wystawą i odrzucamy promowane przez nią pogardę, agresję i nienawiść. Bycie tak blisko niej jest… niesmaczne.

Szkoda, że artyści tak szybko określili wystawę mianem nienawistnej, islamofobicznej, faszystowskiej i antysemickiej. Zachodzę w głowę, czy faktycznie widzieli wszystkie wystawione na niej prace. Niektóre są niekomfortowe dla oka, pełne złości; są też i takie, które są totalnie obraźliwe czy wręcz obrzydliwe, lecz zdecydowana większość dzieł skierowana jest przeciwko prawdziwym przejawom niesprawiedliwości, ukazuje prawdziwe zmagania w regionach i wśród nacji teokratycznych, skorumpowanych, niedemokratycznych i brutalnie autorytarnych.

Otwarcie wystawy to w rzeczywistości entuzjastyczny przejaw optymizmu na przekór tyranii. Sztuka wenezuelskiego artysty, Oscara Olivaresa, przywodząca na myśl styl komiksowy, przedstawia zwykłych obywateli pod jarzmem okrucieństwa sił policji prezydenta Wenezueli, Nicolása Maduro. Ogromne ilustracje o rozmiarach billboardu, ukazujące szarych obywateli Wenezueli, przenika na wskroś poczucie tożsamości; emanują one nadzieją na koniec opresyjnego reżimu Maduro. Prezentowani w stylu komiksu o superbohaterach, to właśnie oni są bohaterami codzienności. Obrazy Olivaresa stają się narzędziami do obrony – niesione przez protestujących, którzy przyozdobili nimi swoje tarcze chroniące ich przed policyjnymi pociskami.

Włączenie w wystawę szwedzkiego artysty Dana Parka wywołało niemałe poruszenie. Przeciw tej decyzji skierowano list otwarty do dyrektora Centrum – jednego z kuratorów wystawy, Piotra Bernatowicza – z ramienia przedstawicieli polskich społeczności żydowskich. Prace Dana Parka wywołują emocje dyskomfortu, jego sztuka przedstawia wszelkie możliwe oklepane motywy mowy nienawiści, za co autor odbywał już karę w więzieniu. Przedstawienie norweskiego terrorysty i seryjnego zabójcy, Andersa Behringa Brevika, we francuskiej koszuli polo marki Lacoste jest bez cienia wstydu prowokacyjne i podobnie ma się rzecz z innymi pracami tegoż artysty na wystawie. Czy Park to nazista, antysemita? Czy nienawidzi muzułmanów i imigrantów? Czy też za jego działaniami stoi zwykła chęć oburzenia, wetknięcia kija w mrowisko, by rozpocząć nieprzyjemną debatę publiczną, która przesunie granice artystycznej wolności ekspresji? Powiedziałbym, że chodzi o to ostatnie, skłaniając się ku temu, by pozostawić jego prace w spokoju i nie cenzurować ich ani nie usuwać. Lepiej niech bronią się one przez pryzmat tego, czym są: głupkowatą i ordynarną sztuką polityczną, lecz nie mniej obraźliwą niż, powiedzmy, obraz Marcusa Harvy’ego skomponowany z dziecięcych odcisków rąk, przedstawiający seryjną morderczynię dzieci – Myrę Hindley, włączony w wystawę Doznania (ang. Sensation) zorganizowaną w 1997 roku w londyńskim Royal Academy of Arts.

Prace, których przekaz wydaje mi się najmocniejszy, to te rozprawiające się z islamskim zniewoleniem kobiet, stworzone przez kobiety. Dwa przedstawienia towarzyszące urywkom video autorstwa Firozeh Bazrafkan, artystki pochodzenia irańsko-holenderskiego, prezentują odwrócenie roli podporządkowanych teokratycznemu Islamowi kobiet. W 99 Uderzeń bicza (2012), artystka odziana w krótką, czarną sukienkę i czerwone buty na obcasie, z furią okłada egzemplarz Koranu rzemieniem. Jest to artystyczna odpowiedź na skazanie na śmierć przez ukamienowanie Sakineh Mohammadi-Ashtiani, wyrokiem irańskiego sądu. Jej wyrok został jednak złagodzony do 99 uderzeń biczem. Jej przewinienie? Nie noszenie hidżabu, przez co szerzyła niemoralne postawy wśród innych swą „nieprzyzwoitością”.

Zainscenizowane zdjęcie autorstwa brytyjsko-jemeńskiej artystki, Tasleem Mulhall, ukazuje półnagą kobietę otoczoną przez inne, mające na sobie nikab [zasłona na twarz noszona przez kobiety jako część hidżabu – przyp. tłum.], z czego jedna z nich trzyma przy jej twarzy sztylet. Praca zatytułowana jest Cisza (2014). Mieszkająca w Londynie polska artystka i kurator sztuki, Agnieszka Kolek, poprzez zastosowanie kwartetu akwareli – jakże łagodnego, niewinnego i subtelnego medium – serwuje nam mylne wyobrażenie na temat charakteru tego, co zaraz zobaczymy – mianowicie, ukamienowania na śmierć dwójki rzekomych cudzołożników przez Talibów w Afganistanie.

Wystawa Sztuka polityczna w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Fot. Daniel Czarnocki.

Satyra i brak należytego poszanowania są bardzo częstym motywem tej wystawy. Brytyjski artysta działający na podobieństwo Banksy’ego [brytyjski artysta uliczny – przyp. tłum.] – zabawnie nazywający siebie samego/samą Mimsy – nawiązuje do dziecięcej kolekcji figurek uroczych zwierzątek znanych jako Leśna Rodzinka (ang. Sylvanians). Na lightboxach Mimsy’ego, urocze zwierzątka żyją sobie swoim pełnym radości życiem – chadzając na pikniki, festiwale piwa z beczki czy Paradę Dumy LGBT+, podczas gdy podobne stworki należące do Państwa Islamskiego czają się w tle, przywdziane w czarne kominiarki, dzierżące karabiny maszynowe. To atak na liberalne wartości Zachodu poprzez użycie fikcyjnych postaci myszy-islamistów, jak również potępieńczej krytyki liberalizmu Zachodu ze strony artysty.

„Sztuka Polityczna” to odważna wystawa, choć nie w całości trafiająca w moje gusta

Szansa na wystawienie którejkolwiek z prac Sztuki Politycznej w Wielkiej Brytanii jest raczej niewielka. Prace Mimsego były prezentowane w Londynie podczas wystawy Zamiłowanie do Wolności (ang. Passion for Freedom) w 2015, lecz musiały być usunięte przez kuratorów po sugestii funkcjonariuszy służb Metropolitalnej Policji. W ich opinii, prace mogły podżegać do zamieszek, przez co trudno byłoby zagwarantować bezpieczeństwo odwiedzającym wystawę oraz artystom. Sztuka Polityczna to odważna wystawa, choć nie w całości trafiająca w me gusta. Jednak w kontekście elitarnego świata sztuki afiszującego się z populistycznie rozumianymi cnotami, ekspozycja prawdziwie odzwierciedla słowa błędnie przypisywane Wolterowi, zapisane przez Evelyn Beatrice Hall w 1906 roku: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo do powiedzieć.” Żyjąc w dobie cenzurującej kultury unieważniania uważam, że takie przeświadczenie o wolności mowy i ekspresji jest nam teraz potrzebne bardziej niż kiedykolwiek.


Artykuł ukazał się jako "What's the point of political art?" w magazynie The Critic Magazine 16 listopada 2021 roku.

Tłumaczenie: J. Bujno

Manick Govinda

Współtworzy cykl dyskusji „Napięcia kulturowe” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Jest również niezależnym pisarzem, komentatorem sztuki i mentorem artystycznym. Pracował także jako komisarz wystaw oraz producent kreatywny w dziedzinie filmu/video oraz sztuki performatywnej.