1. Każdy jest konserwatystą w sprawach, na których zna się najlepiej.
  2. Każda organizacja która wyraźnie nie zadeklaruje się jako prawicowa, wkrótce stanie się lewicowa.
  3. Najprostszym sposobem wyjaśnienia zachowania biurokratycznej organizacji jest przyjęcie założenia, że jest ona kontrolowana przez klikę swoich wrogów.

Robert Conquest – Trzy Prawa

Gdy w 2017 Dr Maria Balshaw została mianowana na dyrektora Tate, narodowego muzeum brytyjskiej i współczesnej sztuki, wiedziałem, że wynikną z tego problemy. Dr Balshaw miała doświadczenie w zarządzaniu muzeum w Manchesterze jako jego dyrektor, lecz jej wiedza na temat sztuk pięknych była znikoma. Studiowała język angielski oraz teorię krytyczną na uniwersytecie. Jej doktorat dotyczył literatury czarnoskórych Amerykanów. Nigdy nie opublikowała czegokolwiek znaczącego na temat historii sztuki i (cztery lata później) ten stan rzeczy nie uległ zmianie. Częściowo jako zarządca miejsca, częściowo jako wojownik na rzecz kultury, Dr Balshaw rządzi niepodzielnie jednym z największych muzeów jako zadeklarowana feministka.

Tate Modern, fot. Natalia Gomółka

W 2017 roku ostrzegałem odnośnie zdecydowanych ruchów w stronę dywersyfikacji demograficznej. Problemem jest to, że Tate kolekcjonuje sztukę brytyjską, zachodnią sztukę modernistyczną (po roku 1900) oraz sztukę współczesną. Szczególnie ten ostatni obszar może być poszerzany i zmieniany tak, jak tylko zechcą tego kuratorzy sztuki. Przewidziałem, że kolekcja w Tate stanie się anty-patriotycznym projektem, a celem nadrzędnym będzie transformacja pierwotnie brytyjskiej kolekcji w kolekcję światową poprzez masowe organizowanie wystaw przez osoby spoza Wielkiej Brytanii (a szczególnie nie związanych z Zachodem) aby zalać kolekcje sztuką nie pochodzącą z Zachodu. Cele tego działania to a) degradowanie tradycji brytyjskiej sztuki, b) destabilizacja kanonu sztuki brytyjskiej, c) „problematyzacja” (w znaczeniu „podważania”) idei brytyjskiej tożsamości narodowej oraz d) zamiana Londynu w tygiel kosmopolitycznej, sztucznej i zglobalizowanej kultury.

W 2017 roku napisałem:

„Kolekcja i wystawa sztuki będą coraz częściej zdeterminowane przez imperatyw promowania artystów żeńskich lub z mniejszości, niezależnie od estetycznych lub formalnych wartości ich sztuki. Będzie nacisk, by wypełniać kolekcje sztuką kobiet i mniejszości w celu osiągnięcia arbitralnych założeń statystycznych. Kolekcja współczesna stanie się potężnym samorozszerzającym się multimilionowym eksperymentem inżynierii społecznej osadzonym na niesprawdzonych założeniach, pod płaszczykiem ideologii i zestawu utylitarnych celów: demonstrowania cnót oraz sprawiania, że odwiedzający będą cnotliwi.” [tłum. cytatu: J. Bujno]

Gdy napisałem do Tate odnośnie ich polityki „różnorodności” w tym roku, ich przedstawiciel odpowiedział:

„Bez narzucania celów lub norm, Tate mocno wierzy w przedstawianie różnych punktów widzenia osób o różnym pochodzeniu przez pryzmat tego, czym one są. Dokonujemy tego poprzez szereg różnych środków, poczynając od zwiększania ich reprezentacji przez strategię zróżnicowania kolekcji, na promocji mającej na celu dotarcie do jak najbardziej zróżnicowanej puli kandydatów jest to możliwe kończąc.” [tłum. cytatu: J. Bujno]

To orzeczenie wskazuje na to, że różnorodność jest celem, niemniej jednak – z powodów prawnych i politycznych – Tate nie posiada spisanej polityki na ten temat. To pozwoliło Tate na zastosowanie norm niewypowiedzianych i nieformalnych zamiast norm formalnych, zgodnych z literą prawa. Ostateczny rezultat jest taki sam, ale oznacza to, że jeśli wypłynie jakakolwiek sprawa sądowa, winę za dyskryminację ciężko będzie przypiąć zarządowi Tate.

Kolekcjonowanie artystów, nie sztuki

Gdzie jest więc dowód na ten potop? Cóż, jest rozproszony na przestrzeni wielu lat. Oto najnowszy przykład. Oświadczenie w prasie z 14 października pochodzące z agencji Bolton Quinn i Tate ogłosiło, że przyjęło nowe dzieła, wliczając w to jedno autorstwa Sung Tieu (ur. 1987, Wietnam/USA/UK) o tytule “Filling Gaps (2021)” [Wypełnianie Luk – tłum. J. Bujno]. Opis brzmi: „Tampony VEB Vliestextilien Lößnitztal, wypolerowana tuba z metalu nierdzewnego z oprawionym w ramkę napisem Umowa o pracę, stempel na druku elektronicznym, obramowany, 25 x 1200 x 25mm” [tłum. opisu: J. Bujno]. Chociaż prasa o tym nie poinformowała, możemy założyć, że tampony są nieużywane.

Następnym dziełem była kolekcja „naturalnych kamieni i owoców”, zatytułowana The Echo of an Ancient Form of Knowledge (Ru k’ ox k’ob’el jun ojer etemab’el) (2021) [Echo Starożytnej Formy Wiedzy – tłum. J. Bujno] To „dzieło sztuki” stworzone zostało przez Edgara Calela (ur. w 1987 w Gwatemali). Najbardziej niepojętym faktem związanym z nabyciem jest notatka mówiąca: „Tate zgodziło się przy porozumieniu z Edgarem Calelem, aby stać się kustoszem Ru k’ ox k’ob’el jun ojer etemab’el (Echo Starożytnej Formy Wiedzy), 2021. Poprzez alternatywę do konwencjonalnych form nabywania dzieł, muzeum przystaje na możliwość wsłuchania się i czerpania z wiedzy jaką to dzieło (i, mówiąc szerzej, kosmologia Maya Kaqchikel) ma do zaoferowania.” [tłum. J. Bujno] Któż wie co to może znaczyć?

Pozostałe dzieła sztuki są autorstwa Rene Matića (ur. 1997), Mike’a Silva (ur. 1970) oraz Obiora Udechukwu (ur. 1946). Prace zostały zakupione dla Tate przez Endavour z Targów Sztuki we Frieze w Londynie. Endavour jest opisywany jako „firma globalnej rozrywki, sportów oraz dostawca treści złożona z czołowych przedstawicieli branży takich jak WME, IMG oraz UFC”. [tłum. J. Bujno] Te nabytki (które kosztowały w sumie £150,000) winny być wcześniej zatwierdzone przez Tate.

W skład komisji do spraw zakupu wliczała się Polly Staple, jedna z dyrektorek Tate. Jest ona kolejną feministką i poplecznikiem sztuki konceptualnej. Jednym ze zdarzeń które zaplanowała we wcześniejszej pracy jako dyrektor Galerii Chisenhale w Londynie (rok 2016) było zamknięcie galerii w ramach pięciotygodniowego popisu takiej właśnie sztuki. Wraz z personelem zatrudnionym na umowę otrzymała zapłatę (częściowo z funduszu Angielskiej Rady Sztuki), podczas gdy budynek był zamknięty. Staple stała się Dyrektorem Kolekcji Tate w styczniu 2020 roku, podczas kadencji Dr Balshaw.

Feminizm i antyhumanizm

Z feministkami u władzy determinacja, by reprezentować artystów płci żeńskiej, również zniekształciła politykę kuratorów. Nagroda Turnera jest nagrodą przyznawaną przez premiera Wielkiej Brytanii w dziedzinie sztuki, której nominacje przypadają co rok. Przez ostatnich 11 lat, 67% zwycięzców, którym przyznano Nagrodę Turnera stanowiły kobiety. Z dziewięciu grantów przyznawanych poszczególnym artystom w ramach Nagrody Turnera w 2020 roku, sześć oddano artystkom, trzy artystom męskim. Po symbolicznym zgładzeniu smoka patriarchatu, sędziowie Nagrody Turnera postanowili zwrócić uwagę na natrętną indywidualność. W 2021 roku wszyscy nominowani reprezentowali kolektywy artystyczne. To zdradza jawną wrogość wobec idei wybitnych jednostek. Ukazuje pogardę wobec sztuki ocenianej przez pryzmat estetyki – wszelkie przejawy sztuki kolektywów to „artywizm” lub działania społeczne – jak również wobec artystów jako wytwórców unikalnych i osobistych wypowiedzi w wizualnej formie.

Trudno podważyć wysiłek włożony w to, by uczynić anonimowym, kolektywizować i traktować ludzi w sposób tylko lekko odbiegający od traktowania użytecznych trutni. Jakże znamiennym jest, że jeden z nominowanych do Nagrody Turnera kolektyw (dedykowany dobru społecznemu) wydaje się gardzić jednostkami. Piszą oni, „[…] Czarne, brązowe, z klasy robotniczej, niepełnosprawne, nieheteronormatywne ciała są szczególnie pożądane, szybko wymieniane, lecz nigdy zadbane.” [tłum. J. Bujno] Zwracając się do ludzi słowem „ciała” jest dehumanizowaniem. Takie podejścia przypominają zachowanie socjopaty, który dołącza do ruchów zrzeszających masy by poprawić los ludzkości i okazuje się otwarty na drastyczne środki jak tortury i zabijanie. Czytelnicy z Polski będą tutaj szczególnie uważni wobec antyludzkiego języka wychodzącego z ust osób związanych z instytucjami i akademiami Zachodniej sztuki.

Gdy tylko pojawia się świadomość nacisku aby wypełniać kolekcje sztuki dziełami rzekomo marginalizowanych grup częściej niż poszczególnych jednostek, niemożliwym jest nie dostrzeżenie działania politycznej trucizny. W 2017 roku, Tate napisał do mnie i stwierdził, że jego celem jest „generowanie bogatej mieszanki która obrała kierunek bardziej sprawiedliwej równowagi płci” [tłum. J. Bujno]. W erze postmodernistycznej, cechy estetyczne są subiektywne, więc wszystko może być zdefiniowane jako sztuka, co pozwala kuratorom sztuki nabywać gorszej jakości dzieła ponieważ chcą tym samym zwiększać „reprezentację” demograficzną w kolekcji.

Jednak któż się przeciwstawi i wyrazi sprzeciw wobec silnej tendencji Tate by nabywać sztukę nowoczesną głównie na bazie tożsamości etnicznej, religii, orientacji seksualnej jej twórców, celem „zróżnicowania” kolekcji? „Zróżnicowany” w obecnym ujęciu politycznym oznacza to samo co „przeciw większości”. Dlatego też dostajemy początkowo niezrozumiały napis wychwalający różnorodność pod fotografią grupy składającej się całkowicie z osób czarnoskórych lub kobiet. Kto powie, „Sztuka powinna być oceniana głównie poprzez jej cechy wizualne”? Nie krytycy sztuki. Zbyt ugodowi politycznie, zbyt przerażeni wizją zawodowego wykluczenia, zbyt naiwni politycznie, dzisiejsi krytycy sztuki w prasie głównego nurtu są (słusznie zresztą) deprecjonowani i lekceważeni. W czasach postmodernizmu, jakie wartości przedstawia krytyka eksperta i jakie standardy mają być użyte? Ciężko jest w takim razie obwiniać opinię publiczną za ignorowanie krytyków, którzy nie są nawet w stanie wyjaśnić na czym polega ich funkcja.

Tate Modern Lates, fot. Natalia Gomółka

Zakazana mowa

Artykuł, w którym opisałem tę historię umieszczono jako link na Twitterze. Pierwszy wpis pod linkiem brzmiał „Jeśli kwestionujesz jakość sztuki, jesteś ‘gburem’. Jeśli kwestionujesz etykę polityki, jesteś ‘rasistą’. Przyzwyczajcie się. Będzie tego więcej.” [tłum. J. Bujno] Komentarz wzbudził sporą ilość reakcji. Drugi głosił: „Absurdalne materiały nabyte przez muzea narodowe w całym Zachodnim świecie są częściowo do wytłumaczenia jako rezultat nacisków politycznej poprawności, mającej na celu unicestwienie tak zwanej ‘marginalizacji’ poprzez masowe kupowanie sztuki kobiet lub mniejszości etnicznych.” Ten komentarz uzyskał jedną odpowiedź, po czym został zablokowany. Nie było więcej polubień czy też odpowiedzi. Polityczny algorytm Twittera wyłapał frazę „tak zwaną marginalizację” po czym uniemożliwił jakąkolwiek interakcję i (prawdopodobnie) widoczność posta. Celem było postawić w złym świetle orzeczenie krytykujące lewicową politykę tożsamości.

Taki przykład wtrącania się mediów społecznościowych, które w założeniu mają być neutralne, nie jest rzeczą nową. Jest to działanie sprzeczne z prawem. Federalny Rząd Stanów Zjednoczonych przyznał korporacjom mediów społecznościowych ochronę przed postępowaniem sądowym za zniesławienie z uwagi na bycie platformami, w przeciwieństwie do wydawców, takich jak strony internetowe z wiadomościami, gazety czy rozgłośnie. Platforma – na podobnej zasadzie jak firma telekomunikacyjna lub urzędy pocztowe – nie może ponosić odpowiedzialności za ludzi legalnie używających jej usług aby wykonywać czynności czy zamieszczać treści naruszające prawo, chociaż musi poczynić sensowne kroki aby wycofać kontrowersyjny materiał gdy jest poinformowana o podobnym incydencie. W skrócie, nie jest praktycznym ani etycznym dla platformy poddawać cenzurze materiał w systemie, czego nie można powiedzieć o wydawcy. Dlatego platforma może zachować ochronę, ale tylko dopóki nie przedstawia własnych opinii lub promuje materiału na zasadzie wydawcy.

Jednakże wiadomo jest, że Twitter, Facebook, Instagram czy Youtube mocno cenzorują i zakazują publikacji materiału na bazie polityki. Usuwa się materiał jeśli osoba użyje zaimka uważanego przez wspomniane media za niewłaściwy. Wykasują materiał o charakterze narodowym, krytykuje politykę rządu, odchodzi od dyktanda organizacji stojącymi ponad państwami, takimi jak Światowa Organizacja Zdrowia, Organizacja Narodów Zjednoczonych i inne. Gdy ta polityczna stronniczość wchodzi w konszachty z rządem federalnym prowadzonym przez demokratów w USA, przytoczone nielegalne działania mogą trwać bez nadzoru. Firmy mediów społecznościowych otrzymują ochronę jako platformy ale mają realny wpływ na wydawców tak długo jak ci działają jako narzędzia interesów polityki globalistów.

Oczywistym jest, że opieranie się polityce globalizacji i staraniom by upodlić sztukę spotka się ze sprzeciwem ze strony mediów społecznościowych i głównego nurtu.

Eisteddfod jako przyszłość

Mając w świadomości to, że nasze muzea, uniwersytety, szkoły, wydziały rządowe, organizacje dziedzictwa narodowego czy fundatorzy sztucy (nie wspominając o mediach masowych i społecznościowych) zostały – jak podpowiadają trzy prawa Conquesta – zinfiltrowane przez wrogów kultury (mocno-politycznych, gorliwych purytanów, globalistycznych utopistów), wszyscy musimy budować społeczeństwa tożsame z Zachodem. Mając to na uwadze, ostatnio zasugerowałem stary model jako drogę ku przyszłości.

Eisteddfod to coroczny festiwal sztuk, głównie literatury, w program którego wliczają się pokazy cytowania poezji, śpiewy oraz przedstawienia muzyczne, sztuk, rzemiosła oraz osiągnięć w dziedzinie kultury. Walijskie odrodzenie narodowe (lub też rekonstrukcja) spotkań bardów, Eisteddfodau są zarówno lokalne jak i narodowe, rozproszone po Walii i regionach celtyckich. W Walii część festiwali gości uczestników lokalnych, pochodzących z kraju jak i międzynarodowych. Fakt, że większość lub wszystkie Eisteddfodau są prowadzone w języku walijskim jest w naturalny sposób czynnikiem ograniczającym odbiór.

Teraz, gdy państwowe (oraz coraz częściej lokalne) wydarzenia są programowane według konkretnych norm, z priorytetem demograficznej charakterystyki twórców ponad wartościami merytorycznymi, ambitni i utalentowani artyści są marginalizowani bardziej niż kiedykolwiek. Tradycjonaliści, a nawet artyści apolityczni, muszą tworzyć własne sieci znajomości. Ich wydarzenia wystrzegają się haseł o „różnorodności, akceptacji i równości” (gdyż są w konflikcie z wartościami uczestników), a to sprawia, de facto, że nie będą spełniać wymogów finansowania z budżetu państwa.

Eisteddfodau (liczba mnoga) służą jako narodowe spotkania w Walii. Są miejscem wizyt elit, twórców, entuzjastów sztuki oraz zwykłych ludzi lubiących sztukę oraz imprezy o charakterze społecznym. Przykładowo, Eisteddfod mógłby być organizowany przez tradycjonalistów i dysydentów, jeden dla całej populacji Wielkiej Brytanii. (Oczywiście lokalnie organizowane festiwale byłyby wciąż opłacalne.) Festiwal wielu sztuk organizowany rocznie, za każdym razem w innych miejscach (lub też powtarzających się miejsc z listy takowych) otwarty tylko dla obywateli Wielkiej Brytanii lub dla tych urodzonych w Wielkiej Brytanii, mógłby być sposobem na zachęcenie twórców którym odcięto dostęp do – wrogo do nich nastawionego – narodowego systemu finansowania sztuki. Treść sztuk mogłaby być apolityczna. W zasadzie, sugeruję, żeby żadne polityczne kryteria nie wpływały na selekcję. Poprzeczką dla uczestników byłoby bycie Brytyjczykiem i posiadanie zasług w danej dziedzinie. Uczestnicy powinni być oceniani w tak anonimowy sposób, jak to tylko możliwe. Nagrody obejmowałyby na przykład dotacje i stypendia przyznawane obiecującym twórcom poniżej 25 roku życia. Wydarzenie wystawiałoby na sprzedaż prace z wystaw, organizatorzy zyskiwaliby procent od dochodów co pomogłoby w finansowaniu wydarzenia. Wybitnych praktyków sztuki można by było nagradzać specjalnymi pokazami i występami. Autorów zapraszano by do czytania swych dzieł. Podpisywanie książek wpłynęłoby korzystnie na sprzedaż i zapewniało autorom zysk. Recytowanie z pamięci byłoby towarzyszącą czynnością. Jednocześnie miałyby miejsce panele dyskusyjne i wykłady jak również transmisje na żywo występów, dyskusji oraz wywiadów. Za dowolną opłatą, po wydarzeniu, książki upamiętniające mogłyby być dostępne dla osób które zakupiły bilety; w ich wnętrzu znalazłyby się ilustracje, zdjęcia oraz specjalnie przygotowany teksty.

Powyższy plan może wyglądać na ambitny, lecz praktyka pokazuje, że może się udać. Kluczem do sukcesu jest konsekwentne działanie, rok po roku, utrwalanie zysków i wyciąganie wniosków ze strat. Wiadomym jest, że podobny projekt będzie zmagał się z nieprzerwaną pogardą, wrogością a nawet zakłócaniem go ze strony państwa, mediów masowego przekazu i aktywistów niezwiązanych stron. Za wykonywanie tego, co było normalne w trakcie naszego życia – organizowanie czegoś więcej niż jarmark, z uwagą skierowaną ku sztuce – uczestnicy będą napiętnowani mianem rasistów, ksenofobów i bezmózgich, maluczkich Anglików. Jednakże w świecie, gdzie zwykłe mówienie prawdy i trwanie w swych przekonaniach jest odrzucane jako pokrewne moralnej potworności, wszelkie szczere działania są nieustannie atakowane przez homo-globalistów.

Proponuję, abyśmy, jako Zachód, tworzyli solidne wydarzenia tego pokroju. To model, który można zastosować w przypadku każdej narodowości gdzie istnieją grupy ludzi dostatecznie zdeterminowanych by opierać się globalizacji i zagładzie którą niesie upolitycznienie. Naszym obowiązkiem jest budowa na rzecz przyszłości, w której jednostki będą świadome nienawiści ze strony aparatu państwa. Jesteśmy opozycją na własnej ziemi.


Tłumaczenie: J. Bujno

Fotografie: Natalia Gomółka

Alexander Adams

Alexander Adams jest brytyjskim artystą, krytykiem i poetą. Swoje teksty krytyczne publikował w Apollo, British Art Journal, Burlington Magazine, The Critic i The Jackdaw. Jego prace były wystawiane na całym świecie, a tomy wierszy i rysunków wydano w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych i na Malcie. W 2022 roku, nakładem wydawnictwa Imprint Academic, ukazała się jego książka zatytułowana Artivism: The Battle for Museums in the Era of Postmodernism.