Pierwodruk w: Ievgeniia Gubkina, 2019, „Losing my religion“ – der ukrainische Sowjetmodernismus und wir, „RGOW“, nr. 4-5, s. 36-39.


W ostatnim dziesięcioleciu sowiecka architektura stała się przedmiotem zainteresowania intelektualistów na całym świecie. A przy tym w Ukrainie, ze względu na polityczno-ekonomiczne uwarunkowania i zakorzeniony stygmat „sowieckości”, owa architektura gwałtowanie ulega niszczeniu, przez co istnieje ryzyko, że całkowicie przestanie istnieć. W 2019 r. moja napisana wspólnie z Aleksiejem Bykowem1 książka Soviet Modernism. Brutalism. Post-Modernism. Buildings and Structures in Ukraine 1955–1991 została wydana przez ukraińskie wydawnictwo Osnowy i niemieckie DOM. Stała się ona dla nas swoistą ekspedycją architektoniczną. Po roku badań i wielokrotnych zderzeniach z rzeczywistością, praca nad książką zmieniła nasz początkowy stosunek do modernizmu. Architektura obrastała ludźmi, ich historiami, krajobrazami, losami. Stawała się żywa, zyskiwała cielesność i podmiotowość. Zastanowiła nas kwestia naszej odpowiedzialności na tle narastającej eksploatacji „egzotyki ruin” epoki radzieckiej.

Gdy zaczynaliśmy, pośród naszych wygórowanych oczekiwań było naiwne przekonanie, że przedmioty naszych badań powinny być jeśli nie wysokiej jakości, to choćby średniej. Podczas zbierania materiałów nieraz czuliśmy się zbici z tropu krańcowo niską jakością nie tylko realizacji, ale i rozwiązań przyjętych na poziomie projektów. Badacz ma pokusę, aby osunąć się w „kolekcjonowanie”, fanatyzm albo rywalizację, chcąc zaprezentować swój obiekt jako najbardziej unikatowy, niezwykły, lepszy. Takie ryzyko narasta w kontekście dużej ilości wydanych w ostatnim czasie publikacji, prezentujących radziecki modernizm jako coś szczególnie zwariowanego, kosmicznego i rozrywkowego. Podążając za zasadami współczesnego marketingu ryzykujemy, że badania przekształcą się w konkurs osiągnięć, a obiekty badań – w towary. Z jednej strony uświadomienie sobie nieoczekiwanie niskiej jakości obiektów pociąga za sobą pytania o jej przyczyny. Z drugiej – przynosi zrozumienie, że dziedzictwo nic nie jest nam winne, a badany obiekt, który chronimy, a nawet kochamy, nie ma obowiązku być najlepszym w świecie.

W radzieckiej powojennej architekturze znaczną rolę, o wiele większą niż gusta architektów, odgrywał system państwowy. Kolosalna ilość trudności i przeszkód, które miały swoje źródło w aparacie zarządzania gospodarką, sprawiła, że praktycznie niemożliwe stały się twórcza wypowiedź, efektywna praca oraz niezależne podejmowanie decyzji przez architektów. Niemniej w powojennej architekturze Ukrainy można znaleźć figurę „architekta-gwiazdy” – to niewątpliwie Awraam Milecki2. Fenomenalna osobowość, która wykraczała ponad gry stylistyczne i polityczne zmiany. To architekt zdolny tworzyć nie tylko architekturę refleksyjną i architektoniczne wypowiedzi, ale i całościową narrację, składającej się w jedną wielką historię. Jego spuścizna wymaga wytężonej uwagi i badań, ponieważ została stworzona nie dzięki czemuś, a wbrew – jest to architektura sprzeciwu.

Poliklinika Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy (1986), Kijów. Architekci: A. Milecki, N. Słohocka, W. Szewczenko. Zdjęcie: (c) Aleksiej Bykow, 2018.

Hotel Salute (1976-1985), Kijów. Architekci: A. Milecki, N. Słohocka, W. Szewczenko. Inżynierzy: J. Szames, S. Syrota, J. Furmanow. Zdjęcie: (c) Aleksiej Bykow, 2018.

Sala pożegnań (krematorium), Park pamięci (1968-1981), Kijów. Architekt: A. Milecki. Zdjęcie: (c) Aleksiej Bykow.

Ze względu na ogólność pojęcia „radziecki modernizm” uważa się, że architektura tworzona przez czterdzieści lat była praktycznie jednakowa, co jest założeniem błędnym. W przypadku ZSRR można wyodrębnić te same etapy i okresy rozwoju co w całej architekturze światowej, zachowując jednakże jej specyfikę. Choć do opisu wszystkich tych obiektów stosuje się terminu „modernizm”, już na pierwszy rzut oka zauważamy rozbieżności pomiędzy większością z nich a podstawowymi założeniami modernizmu. Doszło tu albo do pomyłki, albo zamiany pojęć. Pragniemy dostrzec drugą falę modernizmu, która kontynuowałaby zasady architektury lat 20. i 30 XX wieku, usiłujemy odnaleźć groźną i wojowniczą architekturę „Imperium Zła”. Dostrzegamy dziedzictwo corbusierowskich „maszyn do mieszkania”, echa doktryn Miesa van der Rohe, technokratyzmu Kahna, infernalność i utopijność radzieckiej awangardy tam, gdzie rozkwitają lekkie i frywolne konstrukcje sweet sixties albo ciężkie, niezgrabne teatry i siedziby władz miejskich epoki breżniewowskiego zastoju, które w wątpliwy sposób obwieszczają nowy porządek życia, głoszą przemiany społeczne czy wręcz mają zamiar doprowadzić wszystkich do „Auschwitz”. Taki „modernizm” zarówno z powodu swoich celów, jak i cech zewnętrznych nie może być uznany za kanoniczny. Dlatego pojawia się potrzeba znalezienia adekwatnego terminu. Jeśli jedynie ze względu na cechy formalne (na przykład „ciężka bryła”) nazwiemy spuściznę breżniewowskiego zastoju „brutalizmem”, ryzykujemy, że znajdziemy się w pułapce własnych oczekiwań związanych z tych pojęciem. Przenosimy tu nasze wyobrażenie o europejskim brutalizmie na brutalizm radziecki, ignorując jego kontekst i projektując na obiekty wszelkie pożądane cechy aprobowanego przez nas stylu. Jednak w przypadku spuścizny radzieckiej to tak nie działa.

Spuścizna radziecka także i tutaj sprawia niespodziankę – brutalizm może być „zły”. Może być kiepskiej jakości, mógł zostać zaprojektowany przez niezbyt utalentowanych architektów, mogły mu przyświecać nienajlepsze czy niezbyt wyszukane cele, nader daleko odbiegające od apelu pokolenia „młodych gniewnych” brutalistów brytyjskich. Co więcej, może z gruntu zaprzeczać swojej istocie. I tak, na przykład, może być zwyczajnie nie żelbetowy. Radziecki brutalizm powstał z kiepskiej jakości cegły, licowanej kamieniem dekoracyjnym. Radziecki brutalizm jest drogi, pompatyczny, jego celem nie było użycie nowinek inżynieryjnych czy wykorzystanie współczesnych technologii. Jest konserwatywny, a nie progresywny. Jest dzieckiem stagnacji i zimnej wojny w o wiele większym stopniu niż głosem protestu architektów czy tym bardziej odpowiedzią na potrzeby społeczeństwa. Dokładnie tak samo mają się sprawy z postmodernizmem. Nie zawsze jest „dobry” i głęboko intelektualny, może być średni, żaden, nierefleksyjny, a nawet nieśmieszny. W ogóle – różny.

Rozpowszechniony jest stereotyp, że ludzie nie lubią sowieckiej architektury. Podczas podróży z miasta do miasta, od obiektu do obiektu, rozmawialiśmy z ogromną liczbą ludzi z rozmaitych grup społecznych i w różnym stopniu powiązanych z losami badanych obiektów, przy czym obserwowaliśmy jedynie pozytywne reakcje na tę architekturę, oburzenie z powodu jej niszczenia oraz, co najważniejsze, głęboki protest przeciwko utracie społecznych i kulturalnych ważnych funkcji, które radziecki modernizm realizował. Przez całe dziesięciolecia zarówno w światowym, jak i postsowieckim dyskursie pokutowało przekonanie, że architektura modernizmu niszczeje, ponieważ nie jest rozumiana ani akceptowana przez „zwykłych ludzi”, czyli jej użytkowników.

Analizując obecny system podejmowania decyzji w zakresie architektury i budowy miast, można dojść do oczywistego wniosku – społeczeństwo, a nawet aktywiści nie podejmują decyzji co do tego, czy obiekt zostanie zburzony czy też dalej będzie funkcjonował w przestrzeni. Decyzje podejmuje jedynie władza, kierując się celami własnymi albo biznesu, z którym współcześnie rządzący mają często korupcyjne relacje. Społeczeństwo i aktywiści są nie tylko kompletnie wyłączeni z procesu podejmowani decyzji, ale też pozbawieni możliwości choćby wpływania na nią.

Kino Ukraina i Sala Koncertowa (1963), Charków. Architekci: W. Wasyliew, J. Płaskijew, W. Rieusow. Inżynier: L. Fridhan. Zdjęcie: (c) Aleksiej Bykow, 2018.

Biblioteka Politechniki Kijowskiej im. Ihora Sikorskiego (1973-1984), Kijów. Architekci: W. Lichowodow, W. Dowgaluk, W. Sidorienko, A. Dumczew, I. Dubasow, W. Pietrow, R. Gupało, W. Żdaniuk, W. Tisiejko, A. Zykow, W. Błomierius, W. Kriuczkow, A. Żukow. Inżynierzy: W. Nagornyj, E. Nazarienko, M. Wowk, Je. Kunda, D. Ganielin, G. Aleksiejewa, W. Martynienko. Zdjęcie: (c) Aleksiej Bykow, 2018.

Centrum Kultury i Kreatywności dla Dzieci i Młodzieży (1984), Lwów. Architekci: A. Waszczak, M. Smietana, Z. Podlesnyj. Inżynier: W. Sprysa. Zdjęcie: (c) Aleksiej Bykow, 2018.

Gdy zaczynaliśmy pracę nad książką byliśmy pełni entuzjazmu, nadziei i wiary w to, że jesteśmy w stanie nie tylko badać, ale i działać. Wiemy, jak wszystko naprawić, poprawić i zmienić. W nas, nieobojętnych badaczach i pasjonatach, każda rozbiórka rezonowała stukrotnym bólem. Nasza natura architektów o rysie aktywistów (czytaj: politycznego zaangażowania) domagała się praktycznego wdrożenia, aktywnych działań i systemowego rozwiązania problemów. Nakarmieni postulatami „nowej urbanistyki”, teoriami małych spraw i miast kreatywnych, wszelkimi możliwymi treningami rozwoju osobistego i osiągania sukcesu, nie zapominając o warsztatach know how, zarozumiale pragnęliśmy kogoś uratować i kogoś oświecić. Ale twarda rzeczywistość i podjęte „tysiąc prób” ujawniły kompletną niemożność ani uratowania, ani zachowania spuścizny modernizmu. Nie da się dokonać zmian strukturalnych w społeczeństwie, przeformułować hierarchię podejmowania decyzji, zreformować prawo i przestrzegać go z pozycji aktywisty czy badacza. Nie zdołamy zmienić sytuacji w Ukrainie, ponieważ dysponujemy ograniczonymi instrumentami, borykamy się z deficytem środków i jesteśmy całkowicie wykluczeni z władzy. Nie pozostaje nam nic innego jak uznać fakt, że większość obiektów powojennego modernizmu w Ukrainie zostanie w najbliższych latach zburzona. Powiecie: „Ale przecież dyskusje, petycje, wydane książki oraz popularyzacja innymi kanałami powinny i mogą zmienić sytuację?”. Pozwolę sobie na wyrażenie sceptycyzmu. Gdy we wszystkim tym upatrujemy ratunku, mylimy role, pocieszamy się nierzeczywistymi nadziejami i mieszamy pojęcia. Angażujemy wszelkie możliwe siły do naprawy tego, czego naprawić tymi środkami się nie da, ponieważ nie bierzemy udziału w podejmowaniu decyzji. To w nieunikniony sposób prowadzi do frustracji i rozczarowania.

Od dawna narastający spór z rzeczywistością w nieunikniony sposób prowadził do konfrontacji. Poza tym nie mogliśmy uniknąć także konfliktu pokoleń. Ku naszemu zaskoczeniu skutkiem przejścia naszej drogi była rewizja stosunku do poprzedniej generacji – generacji „rodziców”. Początkowy całkowity antagonizm, odrzucenie, a nawet tendencję do osądzania zastąpiła przerażająca świadomość, że znaleźliśmy się w takiej samej sytuacji i przed takimi samymi wyborami, co oni. W rezultacie zmuszeni byliśmy odtwarzać ich wzorce zachowania. Nasze przekonanie, że wszystko w sposób nieunikniony idzie ku lepszemu, a postęp prowadzi świat w dobrym kierunku, uległo zmianie, gdy poczuliśmy się zamknięci w sytuacji, w której wszystkie pokolenia skazane są na ruch po jednym i tym samym kręgu. Solidarność, którą wcześniej odczuwałam wobec dyskryminowanych grup albo rówieśników na całym świecie, feministycznej społeczności międzynarodowej, aktywistów, po raz pierwszy poczułam w stosunku do pokolenia „rodziców”, do generacji właśnie tych, których obarczałam odpowiedzialnością za wszystko, co się dzieje. To solidarność rodząca się w wyniku zetknięcia z the same shit, solidarność jednego bólu, jednego problemu. Konfrontacja z takimi samymi przeszkodami nie do pokonania sprawia, że zawiązuje się nowy typ relacji z „ojcami” i „matkami”. Skłania to z jednej strony, by zastanowić się, w jaki sposób rozwiązać niezmiennie powtarzające się problemy, pojawiające się na całym świecie, a z drugiej – przekierowuje uwagę na nas samych. Mówiliśmy „rodzicom”: wasze poglądy są błędne! Ale jakie poglądy mamy my sami? Mówiliśmy: wszystko zepsuliście! Ale czy i my również wszystkiego nie psujemy? Mówiliśmy: przegraliście waszą rewolucję! Ale być może właśnie dziś przegrywamy swoją?

Rozpoczynając badania i próbując odpowiedzieć na pytanie, czym jest modernizm, musieliśmy skonfrontować się z kwestią, kim jesteśmy my sami. Chcieliśmy nabrać pewności, a wyszliśmy jeszcze bardziej pogubieni, niemniej to pogubienie jest nam bardzo drogie i budzi o wiele więcej nadziei, aniżeli oszukiwanie siebie samych.


Tłumecznie z języka rosyjskiego: Agnieszka Sowińska

BIO

Jewhenija Hubkina jest architektką, historyczką architektury oraz kuratorką wydarzeń artystycznych, architektonicznych i edukacyjnych, a także współzałożycielką organizacji pozarządowej Urabn Forms Center i kobiecego ruchu awangardowego Modernistki. Ukończyła Charkowską Narodową Akademię Gospodarki Miejskiej z tytułem magistra urbanistyki.Opracowała trasę „Linear City” po Charkowie oraz była przewodniczką po niej. Od 2012 roku jest konsultantką Ukraińskich Tygodni Konstruktywizmu w Zaporożu. Uczestniczyła w konferencjach i prowadziła wykłady w Wiedniu, Berlinie, Rotterdamie, Tybindze, Chicago, Erywaniu, Gdyni, Wilnie, Moskwie, Cambridge, Dunaújváros, Florencji i wielu miastachUkrainy. Hubkina publikowała teksty w Architekturführer. Kiew (DOM Publishers) i Utopia &Collapse: Rethinking Metsamor (Park Books AG), a także magazynach: „ERA21”, „The Calvert Journal”, „Springerin” czy „RGOW”. Jest autorką Slavutych: Architectural Guide (2015, DOM Publishers) oraz współautorką napisanej na podstawie badań książki Soviet Modernism.Brutalism, Post-Modernism. Buildings and Structures in Ukraine 1955–1991 opublikowanej w 2019 roku.


*Zdjęcie w tle: Biblioteka Politechniki Kijowskiej im. Ihora Sikorskiego (1973-1984), Kijów. ​Zdjęcie: (c) Aleksiej Bykow.

[1] Aleksiej Bykow – architekt, fotograf, badacz architektury radzieckiego modernizmu, jeden z kuratorów wystawy Nadbudówka (2015), współautor książki Soviet Modernism. Brutalism. Post-Modernism. Buildings and Structures in Ukraine 1955-1991 (2019), autor i prowadzący audycję radiową „Nadzór autorski”.

[2] Awraam Milecki (ur. 1918, Kijów – zm. 2004, Aszkelon, Izrael) – ukraiński architekt czasów radzieckich. Honorowy członek Ukraińskiej Akademii Architektury. W latach 1969-1988 profesor wydziału architektury Państwowego Instytutu Sztuki w Kijowie. Laureat Nagrody Państwowej ZSRR za architekturę Pałacu Pionierów i Uczniów w Kijowie (1967). Jego prace to m.in. monument w miejscu spotkania sojuszniczych wojsk radzieckich i amerykańskich w Torgau na Łabie (Niemcy, 1945), ośrodek zdrowia Związku Pisarzy Ukrainy w Kijowie przy ul. Rejtarskiej (1973); krematorium na cmentarzu Bajkowa (1975), hotel Salut na placu Sławy w Kijowie (1984) i inne.